Ano tak. Wzięli 81 chłopa i podzielili na dwie, prawie równe grupy (40 i 41). Jedna grupa - eksperymentalna, została porządnie zestresowana przed odpowiedzią na testowe pytania; druga - kontrolna, podchodziła do odpowiedzi na luzie.
Jak się łatwo domyślić, obie grupy oceniały cielesną atrakcyjność kobiet, w tym:
- stopień otyłości (od wychudzonych do otyłych)
- ogólne wrażenie atrakcyjności
- wskaźnik masy ciała (BMI - Body Mass Index)
![]() |
| Anja Rubik (fot. stilettobootlover_83 CC-BY-ND) |
I to by się nawet zgadzało. Wspomniana Wenus pochodzi z okresu oryniackiego, jednego z wczesnych etapów kolonizacji Europy przez Homo sapiens. Stres - zimno, nieznane tereny, jakieś obce kobiety neandertalskie.
Jak widać wnioski są dość łatwe do sformułowania: im nam się bardziej błogo żyje, tym kobiety są szczuplejsze. A np. taki zestresowany Inuit, nawet nie spojrzy na chuderlawą kobietę typu Anja Rubik. Słowem, żeby reklamy seksistowskie działały w każdych (i niepowtarzalnych) okolicznościach przyrody, potrzebny jest podobny poziom stresu (tak sobie wymyśliłem jako ew. prowokację). W związku z powyższym badaniem postanowiłem też od jutra przyglądać się parom na ulicy, czy uda mi się odgadnąć poziom stresu u mężczyzn..
Źródła:
Swami V, & Tovée MJ (2012). The Impact of Psychological Stress on Men's Judgements of Female Body Size PLoS ONE, 7 (8) DOI: 10.1371/journal.pone.0042593
Zdjęcie w nagłówku: Wenus z Willendorfu, Autor: Don Hitchcock CC-BY-SA


A z tym Inuitem i Anją Rubik to była licentia poetica, czy są jakieś wyniki badań?
OdpowiedzUsuńLicentia poetica. Przychodziła mi jeszcze do głowy Magda Mołek (tak na szybko), ale w końcu padło na Anję :)
OdpowiedzUsuńAleż to zbyt wielka generalizacja, że "duże" kobiety podobają się panom w sytuacjach stresu! Miałam takiego znajomego, który lubił powtarzać "żarcik", że gdyby chciał pogrzebać w kościach to by poszedł na cmentarz, bo dziewczyna musi mieć trochę ciała. Co ciekawe sam był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, a nie lubił dziewczyn o urodzie modelek.
OdpowiedzUsuńPoza tym tak to już jest niesprawiedliwie, że im więcej ciała tym więcej go w "strategicznych miejscach" takich, jak pupa i biust. A solidna porcja tych walorów, to przecież sygnał do potencjalnych kandydatów na partnera - jestem płodna i mogę mieć wiele zdrowych dzieci, złączmy swoje geny, a twoje potomstwo zawojuje świat! Ten kanon urody do dziś zresztą funkcjonuje w wielu miejscach na świecie.
Wyjątkowo złośliwie zakończyłeś ten tekst, oj nieładnie, nieładnie tak przekładać swoje upodobania na badania antropologiczne!
Swoją drogą ciekawe kogo wybierałby kobiety pod wpływem stresu? Stawiam na wysokich, barczystych i niebieskookich blondynów;]
Rozumiem, że większość kobiet chce być postrzegana jako istoty wyjątkowe i niepowtarzalne, jako wybranki serca a nie stresu ;)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, też, że mężczyźni kierują się nie tylko stresem przy wyborze partnerki ;)
No i wreszcie, co to jest próba n=81 wobec ponadtrzymiliardowej populacji pozostałych facetów ;)
A reszta z tego co piszesz, potwierdza wyniki badań, jak się nad tym głębiej zastanowić (bez złośliwości).
I Jak zwykle nie wiemy co było elementem stresogennym! (no chyba że źle doczytałem) A to chyba kluczowy czynnik - czym innym jest stres wywołany niedożywieniem, czym innym koniecznością walki, a jeszcze czym innym kłopotami w pracy, czy brakiem partnerki seksualnej - stress jako reakcja organizmu ma podłoże fizjologiczne takie samo we wszystkich przypadkach, taki sam też będzie poziom kortyzolu ale... zupełnie inne reakcje i upodobania. Np w ostatnim przypadku zapewne jako atrakcyjne zostanie uznane "wszystko co się rusza i na drzewo nie zdąży uciec" ;-)
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie - muszę być facetem totalnie wyluzowanym bo moje upodobania oscylują gdzieś w okolicach 148 cm / 40 kg wagi ... ;-)
W artykule stoi, że uczestników poddano standardowej procedurze wywoływania stresu w warunkach laboratoryjnych opisywanej jako Trier social stress test. Jak wynika z opisu, walczyć fizycznie ani głodować nie musieli. To raczej stres związany z napięciem jakie towarzyszy komuś podczas rozmowy kwalifikacyjnej do nowej pracy. W sumie, chyba można to zakwalifikować jako taki ogólny stress związany z sytuacją życiową, którego nie można rozładować jednorazowym aktem ;)
OdpowiedzUsuńCzyli nie doczytałem mea culpa.
OdpowiedzUsuńTym zresztą śmielej stwierdzę iż nie mamy tu do czynienia z objawem atrakcyjności seksualnej ale z atrakcyjnością... życiową.
na pewno ten rodzaj stresu który u "króliczków" wywoływano nie był tym rodzajem stresu który towarzyszył twórcom Wenus z Willendorfu. tym razem był to klasyczny stres socjalny, związany z innymi ludźmi. Nie kochanka nam wtedy w głowie, ale... mama, babcia, ciocia pani przedszkolanka, duża rozłożysta, puszysta... pluszak.
Skąd zatem Wenus? No cóż myślę że zamiast traktować ją jako kanon piękna, należy potraktować tę figurkę jako przedstawienie symboliczne, nie posiadające większych korelacji z rzeczywistością.
Abstrahując od tematu doboru naturalnego, dla mnie zawsze najciekawsze w Wenus z Willendorfu były dwa fakty - pierwszy dlaczego właściwie ma zakrytą twarz? A drugi to ten, że odwzorowuje zdecydowanie ciało kobiety dojrzałej co bardziej wskazuję na wspomnianą matkę niż symbol seksu. Różne są na ten temat hipotezy, ale której wierzyć?
OdpowiedzUsuńJa myślę, że nie ma podziału na atrakcyjność życiową i seksualną - obie są życiowe. To, że teraz rozdzielamy jedno od drugiego, to zupełnie sztuczny twór, tzw. imprint kulturowy. Dla twórców Wenus atrakcyjność seksualna kojarzona była z płodnością. I myślę, że w głębi naszej zwierzęcej natury, dalej tak jest.
OdpowiedzUsuńCo do symbolu matki, to akurat kłania się Edyp i dla chłopca kontakt z matką kształtuje jego seksualność. Wenus ma na głowie podobno beret-czapkę mocno nasunięty na czoło. W ten sposób odpadł problem rzeźbienia twarzy, dość trudny, być może przekraczający umiejętności twórcy.
Skoro twórca rzeźby nie był w stanie dokładnie odtworzyć twarzy i wolał zakryć ją beretem, być może inne części ciała też nie są dokładnym odwzorowaniem ówczesnych kształtów kobiety... ?
OdpowiedzUsuńA i owszem, np. piersi nie mają sutków. To świadczyłoby zresztą też o tym, że to nie jest taki zwykły symbol płodności, w końcu piersi bez sutków nie wykarmią potomstwa. Tak czy siak, myślę, że oddanie proporcji ciała nie nastręcza tylu problemów co rysy twarzy (nie wspominając o sutkach).
OdpowiedzUsuńA ja ostatnio w powyższym temacie przeczytałam http://vetulani.wordpress.com/2012/09/17/monogamia-i-poligamia-przeciwstawne-strategie-rozrodcze/
OdpowiedzUsuńBaaardzo ciekawe, polecam
Całkiem tak na marginesie - aczkolwiek na temat.
OdpowiedzUsuńprzypomniało mi się opowiadanie Emmy Popik (bodajże - ale czytane lata temu więc pamięć może zawodzić) o świecie odległej przyszłości - kobiety uległy tam redukcji do baryłkowatego ciała bez rąk, nóg i głowy z jednym za to otworem pełniącym rolę ust, waginy i odbytu jednocześnie. Jak zwykle u tej autorki (moim zdaniem genialnej i... mało docenionej)symbolika jest wielowarstwowa. A co to ma wspólnego z tematem?
Po pierwsze nie wiemy czy akurat ta rzeźba się podobała, czy tez przetrwała do naszych czasów właśnie dla tego że nikt na nią nie chciał patrzeć i została zakopana ;-).
Po drugie - bez znajomości kultury ówczesnych ludzi, możemy tylko domniemywać o ich symbolice.
Po trzecie - atrakcyjność życiowa, to przystosowanie partnera do warunków życia, seksualna - to atrakcyjność sensoryczna i płodność (aczkolwiek to ostatnie w naszej kulturze już o atrakcyjności nie świadczy). Przykładem niech będą Chinki z "małymi stopami" - ich atrakcyjność polegała jedynie na uwarunkowaniach społecznych, sztucznie wykoślawiane "małe stopy: czyniły z nich kaleki, niezdolne do zajęcia się domem, wychowaniem dzieci, jakąkolwiek pracą poza... byciem, wyznacznikiem statusu społecznego swojego męża. Podobnie ówcześnie spotykane monstrualne tusze czy "długie szyje". Inaczej mówiąc atrakcyjność życiowa nie zawsze idzie w parze z atrakcyjnością seksualną.
A co do symboliki matki - owszem, ale tylko przy założeniu iż ludzie z Willendorfu mieli kompleks Edypa.
W takim razie zabieram się za szukanie książek Emmmy Popik, dziękuję za jak zawsze inspirującą uwagę;]
OdpowiedzUsuńzapraszam po odbiór wyróżnienia i do zabawy: http://za-oceanem.blogspot.com/2012/11/kilka-sow-o-mnie-liebster-award.html
OdpowiedzUsuń:)
W życiu większej bzdury nie czytałem.
OdpowiedzUsuńCiekawy i bardzo fascynujący artykuł. To może będziemy jeszcze oceniać poziom stresu danego faceta po wskaźniku BMI jaki ma jego kobieta? :p http://www.jestemfit.pl/artykuly/dieta/oblicz-bmi-czyli-od-czego-zaczynamy-diet%C4%99
OdpowiedzUsuńWszystko to co jest napisane w tym wątku jest prawdą w 100%.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń