czwartek, 21 lutego 2013

Ann E. Hodges i jej małżeństwo - ofiary meteorytu

Niedawny deszcz meteorów nad okolicami Czelabińska w Rosji spowodował zainteresowanie zagrożeniem jakie dla człowieka niosą tego typu zjawiska. Onet.pl grzmi, że Europa powinna chronić mieszkańców przed niebezpieczeństwami z kosmosu. Z informacji podawanych w mediach wynika, że liczba rannych w Rosji przekroczyła już 1000. Jeśli jednak wczytamy się dokładnie w te doniesienia zauważymy, że to głównie osoby poranione kawałkami szkła z okien rozbitych przez falę uderzeniową po eksplozji meteoru w atmosferze ziemskiej. Jakie zatem jest prawdopodobieństwo, że meteoryt trafi prosto w człowieka, np. w biodro?

Prawdopodobieństwo jest niewielkie, a nawet bardzo niewielkie. Nie wiem, jak to dokładnie wyliczyć i podać liczbowo, ale myślę, że nikt z nas nie oberwie meteorytem. Jestem nawet pewien. No chyba, że złośliwy kolega lub koleżanka akurat będą mieli meteoryt w ręce i w nas rzucą. Ale tak z nieba, to nie, nie spadnie na nas. Skąd ta pewność?

Klip wyjaśniający jakie jest prawdopodobieństwo upadku meteorytu

Z dotychczasowych obserwacji. Jak na razie, jedyną, w pełni udokumentowaną ofiarą bezpośredniego uderzenia meteorytu była Ann Elizabeth Hodges. 30 listopada 1954 roku pani Hodges leżała sobie na sofie w wynajętym mieszkaniu w Alabamie (USA), kiedy przez dach wpadł do pokoju meteoryt wielkości dużego jabłka, odbił się od drewnianego pudła radia i uderzył ją w biodro i udo. Meteoryt, nazwany później Hodges, ważył niecałe 4 kg i zaliczony został ostatecznie do grupy dość powszechnych meteorytów oliwinowo-bronzytowych.

Meteoryt Hodges i radio, od którego się odbił
(fot. Muzeum Historii Naturalnej w Alabamie)
Cała historia ma swój dalszy ciąg. Lata 50-te to czas zimnej wojny i przedmiot, który spadł z nieba i ranił obywatela amerykańskiego nie mógł umknać uwadze armii amerykańskiej. Armia wysłała po niego helikopter, podejrzewając, że to jakaś nowa broń komunistów. Kiedy pani Hodges, ranna w biodro, leżała w szpitalu a meteoryt w sejfie US Air Force, w sądach rozpoczęła się batalia o to, do kogo meteoryt należy.

Niespodziewanie prawo do meteorytu zaczęła rościć sobie Birdie Guy, właścicielka, od której państwo Hodges wynajmowali mieszkanie. Jednak pani Ann E. Hodges była pewna, że meteoryt jest jej. Twierdziła: "To Bóg przeznaczył go dla mnie. Poza tym, to w końcu we mnie uderzył!". Prawnicy, wobec braku kontaktu z Bogiem, orzekli, że zgodnie z prawem meteoryt należy do właścicielki posesji - wdowy Birdie Guy. Jednak opinia publiczna była innego zdania i w końcu, pod jej naciskiem, meteoryt wylądował z powrotem w ramionach pani Hodges. Najbardziej ucieszył się z tego mąż pani Hodges - Eugene, który postanowił sprzedać obiekt za, bodajże, $ 5500. Nie znalazł się jednak nabywca i transakcja nie doszła do skutku a meteoryt dwa lata później przekazany został do muzeum historii naturalnej w Alabamie.

Ann Hodges i dziura, przez którą wpadł meteoryt
(fot. Muzeum Historii Naturalnej w Alabamie)
Meteoryt nie przyniósł rodzinie Hodges nie tylko pieniędzy, ale i szczęścia. Małżeństwo rozpadło się w 1964 roku, a Eugene twierdził, że żona od czasu wypadku nigdy już nie była taka sama. Cóż, można powiedzieć, że była bardzo wyjątkowa, jedyna. Albo prawie jedyna.

Jest bowiem jeszcze kilka innych doniesień o bezpośrednich uderzeniach meteorytów w istoty żyjące na Ziemi. Podobno już w starożytnych Chinach takie rzeczy się zdarzały. Z kolei, w 1911 roku, w Egipcie, meteoryt Nakhla zabił psa. Pod wpływem uderzenia pies wyparował, więc nie udało się tego sprawdzić. Kroniki donoszą również, że w 1677 roku jakiś włoski zakonik zginął od uderzenia meteorytu (no comments). W 1992 roku, niewielki (~3 g) meteoryt uderzył ugandyjskiego chłopca, podobno. Nie zrobił mu jednak żadnej krzywdy, bo wcześniej odbił się od gałęzi (nie pamiętam skąd to wziąłem). A w 2009 roku Gerrit Blank, niemiecki 14-latek stwierdził, że jego także uderzył meteoryt. Ponieważ było to w drodze do szkoły, nauczyciele i rodzice nie dali mu wiary i postarali się udowodnić chłopcu, że historia jest zmyślona i do szkoły nie wolno się spóźniać. Udało im się.

Nie wiem, jaki jest morał z całej tej historii. Być może, gdyby Eugene Hodges chciał mniej za meteoryt, ich małżeństwo by się nie rozpadło?

Źródła:
The Day the Meteorite Fell in Sylacauga – By John C. Hall, 14 pp, illus., 2010. [link]

Fotografia w nagłówku: Toby Keller / Burnblue via Compfight cc

1 komentarze:

Lubię takie głosy rozsądku w tym chorym zamieszaniu i panice medialnej - bardzo ciekawa historia!

Prześlij komentarz

Szanowni Czytelnicy!
Zachęcam Was gorąco do komentowania wpisów na blogu i jednocześnie zachęcam równie gorąco do korzystania z tagów HTML, szczególnie przy wklejaniu linków do stron internetowych.

Oto kilka przykładów tagów HTML obsługiwanych przez bloggera:
link - a href=
wytłuszczenie - b
kursywa - i