Kokolitofory - mali bohaterowie mórz i oceanów

Kokolitofory (Coccolithophores), to tajemnicze morskie żyjątka, które wpływają na klimat na Ziemi bardziej niż Wam się wydaje.

Ciepłe bajorko Darwina

Wygląda na to, że Darwin i tym razem miał rację. Ciepłe bajorka w pobliżu źródeł hydrotermalnych są lepszym środowiskiem do powstania życia niż okolice dna oceanów w pobliżu tzw. ventów

Mech i wielkie wymieranie

Pierwsze mchy pojawiły się na lądzie w ordowiku. Uruchomiona przez nie reakcja hydrolizy krzemianów doprowadziła do zlodowacenia i wielkiego wymierania.

Zagłuszanie oceanu

Ocean pełen jest dźwięków. Trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i odgłosy zwierząt. Coraz częściej jednak słychać hałas ludzkich urządzeń. Hałas, który zabija wieloryby.

Kleszcze i niesporczaki w kosmosie

Nie są tak odporne jak bakterie, a jednak. Niesporczaki i kleszcze są w stanie przetrwać podróż międzygwiezdną i zasiedlić kosmos.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą software. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą software. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 23 stycznia 2012

SOPA, PIPA, ACTA i wolna kultura

Z moich obserwacji wynika, że cała wrzawa wokół SOPA, PIPA czy ACTA w opinii przeciętnego człowieka sprowadzona została do hasła "chcemy chronić prawa autorskie, a młodzież, która najczęściej łamie te prawa w internecie, chce to zablokować". Przeglądając informacje w polskim internecie jakoś nie natknąłem się na głębszą analizę całego problemu. Może powierzchownie szukałem, a może nie ma w tej chwili czasu na to, żeby dywagować, skoro 26 stycznia ma nastąpić podpisanie przez Polskę ACTA. Pomijam tutaj sprawę nagłośnienia problemu parę dni przed podpisaniem. Takie rzeczy załatwia się wcześniej. Teraz wszyscy przeciwnicy ACTA dążą do zablokowania podpisania umowy.
Ataki hakerskie, piractwo komputerowe, kradzieże własności intelektualnej..po co nam to?

Pomijam kwestię samego sformułowania dokumentu, który w opinii niektórych stanowi podstawę do nadużywania władzy przez właścicieli praw autorskich. Najbardziej spornym punktem jest możliwość zablokowania serwisu internetowego tylko na podstawie doniesienia o podejrzeniu naruszenia praw autorskich, bez decyzji sądu. W praktyce może to oznaczać lawinę wniosków o zamknięcie wielu popularnych serwisów i ich walkę post factum o udowodnienie, że jednak praw nie łamią (co już samo w sobie jest naruszeniem zasady domniemania niewinności).
Ale nie o tym chcę napisać.

Problem jest szerszy i boję, że spór o ACTA zamieni się w wojnę pomiędzy piratami komputerowymi a właścicielami majątkowych praw autorskich. Niepotrzebnie, bo nie o to idzie.

Problemów związanych z ACTA jest sporo, ja skupię się na tych, moim zdaniem, najważniejszych, o których nie wspomina się (z dłuższym wstępem).
Tytułem wstępu problem, najłatwiejszy chyba do nakreślenia, czyli sama kwestia praw autorskich, tzw. copyright (potraktujmy razem prawa autorskie i majątkowe).
Idea praw pojawiła się wraz z wynalezieniem druku, czyli technologią, która pozwalała na wielonakładowe wydania. Nastąpiła szybka komercjalizacja rynku. Coś co przedtem powstawało latami za grubymi murami klasztorów, teraz trafiło pod strzechy. Później pojawiła się prasa, masowa książka i pojawiła się konkurencja. Wcześniej dzieciom na dobranoc opowiadano bajki oparte na wolnej licencji, potem za te bajki spisane przez człowieka z nazwiskiem i wydrukowane, trzeba było już płacić.

Kolejną grupą, która zaczęła się domagać zabezpieczenia swojej kasy była grupa związana z muzyką. W XX w zaczęto na wielką skalę dystrybuować muzykę i czerpać z tego ogromne zyski powstały olbrzymie koncerny i zaczęło się odpowiednie zabezpieczanie praw autorskich. Jeśli wcześniej Janko Muzykant coś tam sobie niewinnie brzdąkał ze słuchu, teraz musiał mieć się na baczności, bo nie miał pewności czy nie podsłuchał jakiegoś zastrzeżonego utworu muzycznego. Mogło to godzić w zyski koncernów muzycznych.

Wtedy jeszcze ostała się wolna grupa malarzy, ale i oni zorientowali się, że zrodziła się X muza czyli film poprzedzony narodzinami fotografii. Znów można było na wielką skalę kopiować i dystrybuować obrazy (w tym ruchome) i zarabiać na tym olbrzymie pieniądze. W dobie globalnej gospodarki zdjęcia z Nowego Jorku można spotkać wszędzie.

Z konkurencją można walczyć na różne sposoby, ale najlepiej walczy się na argumenty prawne. Jak widać prawa autorskie chroniły masowy rynek sprzedaży zapewniając posiadaczom tych praw odpowiednie zyski. Wynika z tego, że za większością praw autorskich stoi olbrzymia kasa, związana z upowszechnianiem się technik powielania. Czy dobrze, czy źle to już nie moja sprawa. Jeśli ktoś coś sprzedaje, to można to kupić lub nie. Kraść nie można. Kradzież zawsze pozostanie kradzieżą.

W dobie internetu takich kradzieży i zarabiania na cudzej własności jest mnóstwo. I temu należy się przeciwstawiać. Pomijam fakt skąd to się wzięło i dlaczego było tolerowane od początku.
Ale właśnie teraz trzeba zadać sobie pytanie, czy internet nie zmusza nas do wypracowania zupełnie innych sposobów dzielenia się zdobyczami szeroko pojętej sztuki, kultury, nauki?
Czy prawa autorskie nie są narzędziem do potrzymania monopolu na kulturę i sztukę przez wielkie korporacje showbiznesu?

Czy prawa autorskie w ogóle chronią sztukę przed upadkiem?
Nie.
One bronią dochodu generowanego przez tę sztukę.
Czy sztuka umarłaby gdyby przestano przestrzegać praw autorskich?
Nie. Wprost przeciwnie, rozwinęła by się.
Czy van Gogh malował bo chciał się wzbogacić? Czy rysunki naskalne odbito ze ścian i sprzedano w paleolicie?
A co z architekturą? Czy każą nam płacić za patrzenie na dzieło sztuki architektonicznej?
Czy przywołany już Janko Muzykant grał, bo myślał o pieniądzach?
Nie.
Wszystko to, sztuka, kultura, filozofia wynika z wewnętrznej potrzeby człowieka.
Sztuka była, jest i będzie, niezależnie od praw autorskich.
To samo dotyczy nauki.
Nie tędy droga.

Richard Stallman, apostoł wolnego oprogramowania
Droga, która powinniśmy pójść nazywa się WOLNA KULTURA (Free culture movement). Ruch ten powstał w 1998 roku, jako sprzeciw przeciwko przedłużeniu przez Kongres USA czasu trwania praw autorskich o kolejne 20 lat. Przykładem lobby finansowego niech będzie wytwórnia Walta Disney'a, która już raz przedłużyła sobie prawa do Misia Puchatka i Myszki Miki. Za duży przynosiły dochód, żeby kto inny nabijał sobie kabzę. I pewnie przedłuży po raz kolejny, jeśli dobrze posmaruje, gdzie trzeba.
Free culture jest rozwinięciem idei otwartego oprogramowania, a jego najbardziej znanym przejawem jest licencja Creative Commons.
Jakoś nikt przy okazji ACTA nie wspomniał o Wolnej Kulturze i Creative Commons, z której licencji korzysta m.in. Wikipedia. Z grubsza polega to na tym, że korzystanie z materiałów źródłowych do celów niekomercyjnych jest dozwolone pod warunkiem podania autora tych źródeł.

Jeśli jesteś za wolnością przekazu, wolnością sztuki, nauki i kultury musisz przejść na stronę Wolnej Kultury, na stronę open source. Innej drogi nie ma.
Jeśli to nie nastąpi czekają nas kolejne restrykcje, zmiany prawa, dyktat korporacji i monopolizacja rynku.
Nie bójce się o upadek sztuki. Nie upadnie.
Śledźcie rozwój wolnego oprogramowania i wolnej kultury. Nikt nie każe Wam kupować ani kraść. Jesteście wolni i nie dajcie się zniewolić.

ps. Zainteresowanych innym podejściem do sprawy odsyłam do blogu Rafała Nic prostszego i dyskusji do posta http://nicprostszego.wordpress.com/2012/01/25/co-probuje-osiagnac-grupa-anonymous-i-czemu-popieram-acta

Kilka linków związanych z wolnością:
Free Culture Movement http://en.wikipedia.org/wiki/Free_culture_movement
Wolna muzyka - Serwis Jamendo http://www.jamendo.com/pl/
Free software http://en.wikipedia.org/wiki/Free_software
Open Clipart http://openclipart.org/
ACTA na wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Anti-Counterfeiting_Trade_Agreement

fot. w nagłówku: David B. Lyons Public Domain

wtorek, 27 września 2011

Fotografowanie z Androidem

Impresjonistyczne Błonia (fot. aut)
O tym, że nie wystarczy mieć super aparat aby robić dobre zdjęcia, wie każdy, kto taki sprzęt już ma. Dobrej klasy sprzęt to tylko część sukcesu. Podobnie jest z oprogramowaniem. Nie wystarczy kupić najnowszą wersję Photoshopa, żeby zostać mistrzem cyfrowej obróbki zdjęć. Jednak, żeby poczuć przedsmak tego co czeka prawdziwego artystę z dobrym sprzętem i oprogramowaniem, wystarczy dobry smartfon z Androidem na pokładzie!

środa, 31 sierpnia 2011

Z Androidem w terenie

Podstawowy interfejs Androida (wikipedia)
Obecnie większość smartfonów jest wyposażona w żyroskop i GPS, tym samym urządzenia te można wykorzystać do nawigacji, rejestrowania tras, lokalizacji w terenie itp. Nikogo już nie zaskakuje aplikacja z kompasem w telefonie. Rynek smartfonów jest już dość duży i dynamiczny i właściwie można go w tej chwili połączyć ze wschodzącym (przynajmniej w Polsce) rynkiem tabletów, często wykorzystujących to samo lub podobne oprogramowanie.Skoro mamy kompas i GPS w urządzeniu, to aż prosi się, aby wykorzystać go do prac kartograficznych. Przyjrzyjmy się zatem aplikacjom, które zastępują klasyczne kompasy i odbiorniki GPS, rozszerzając jednocześnie ich funkcje o możliwość bieżącej edycji i dokumentację fotograficzną. Jak widać "all-in-one".

Kiedyś już wspomniałem, że jestem wielkim sympatykiem wolnego oprogramowania, więc skupię się w tym wpisie na aplikacjach uruchamianych pod Androidem. Wszystkie aplikacje testowałem na wersji Androida 2.2.1 w telefonie Samsung Galaxy S. Programy dostępne są tylko w wersji angielskiej.

Zacznę od programów typu "dobrze to mieć pod ręką". Do takich zaliczyć można wszelkiego rodzaju tabele stratygraficzne. Mimo, że każdy, przeciętny geolog zna tabelę na pamięć, to już nie każdy pamięta daty izotopowe i choćby po to warto taką tabelę mieć zawsze pod ręką :)


piątek, 27 maja 2011

Geo-soft part II

W poprzednim poście o geo-sofcie zachęcałem do zapoznania się z GIS-owym kombajnem o wdzięcznej nazwie GRASS. Tak się akurat składa, że niebawem, od 6 do 9 czerwca we Wrocławiu odbywają się warsztaty naukowe zorganizowane przez wrocławską grupę użytkowników GRASSa (WGUG). Tych którzy nie wezmą udziału w warsztatach zachęcam do przyjrzenia się programowi spotkania i materiałom dostępnym na stronie internetowej WGUG, żeby przekonać się o możliwościach GRASSa. Początkujący użytkownicy powinni swe kroki skierować do działu 'Materiały' gdzie znajduje sporo cennych wskazówek i samouczków do stawiania pierwszych kroków w GRASSie. W dziale 'Aktualności' znajdziemy cały numer Rozpraw Naukowych Instytutu Geografii [..] UWr w formacie pdf poświęcony GRASSowi. Informacje o GRASSie dostępne są też na stronie grass-gis.pl.
System GRASS jest dostępny na stronie projektu w postaci kodu źródłowego lub binarnej na wszystkie popularne platformy. Użytkownicy MS Widnows znajdą wersję instalacyjną programu w dziale 'Download -> Other platform and source code'. Po wyklikaniu instalacji można cieszyć się system GRASS i jego możliwościami. Aby radość była pełna warto od razu zaopatrzyć się w przykładowe dane GIS dostępne na stronie WGUG lub GRASSa w dziale 'Sample data'. Chyba najpopularniejsze dane to 'Spearfish, South Dakota, USA'. Wiele samouczków bazuje właśnie na tych danych. Polecam także dane z Dolnego Śląska dostępne na stronach WGUG.
GRASS, jak chyba każdy open source, nie jest jakoś specjalnie mocno promowany w mediach, tzn. w ogóle nie jest promowany, bo nie stoi za nim żadna firma, której głównym celem jest zysk, a ten realizuje się poprzez zbyt, który opiera się głównie na reklamie i promocji. O GRASSa po prostu nie dba bogaty wuj. Z tego też względu żadna uczelnia nie podpisze z twórcami GRASSa umowy czy porozumienia na mocy którego studenci będą mogli brać udział w szkoleniach, zdobywać pierwsze szlify w GIS-ie, itd., bo GRASS to open source.
Jest (było) jednak kilka projektów, które realizowano przy udziale GRASSa. Żeby nie powielać linków znajdujących się na stronie GRASSa, podam przykłady z naszego polskiego podwórka.
Przykład 1. OpenGeology - serwis pod egidą Państwowego Instytutu Geologicznego;
Przykład 2. Wrota Małopolski - Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej w Krakowie.
Co najważniejsze, spróbować można, to nic nie kosztuje, a człowiek ma czyste sumienie, że nie łamie żadnych umów, licencji i czego-tam-jeszcze. Niestety kradzieże software'u stało się procederem na tyle powszechnych, że przytępiło wrażliwość na łamie prawa w ogóle czego ofiarami padamy wszyscy. Oczywiście korzystanie z GRASSa tego nie zmieni, ale może stać się zalążkiem refleksji nad problem równego dostępu do softu dla wszystkich.

sobota, 21 maja 2011

Geo-soft, part I.5

SRTM+Landsat7 obraz z WorldWind
Bardzo ciekawą inicjatywą, w pewnym sensie alternatywą dla Google Earth, jest program firmowany przez NASA o wdzięcznej nazwie World Wind. Rycerze Jedi pozostaną niepocieszeni, program działa tylko w środowisku Windows z zaimplementowaną platformą .NET 2.0. Pewnym pocieszeniem jest upublicznienie kodu źródłowego, tym samym WorldWind zaliczył się do Open-source, ale większości, podobnie jak i mnie, nie przyjedzie do głowy, żeby sobie ten kod przeglądać i ew. przerabiać. Po ściągnięciu programu z sekcji 'Download', odpalamy i napawamy się świetnym interfejsem i możliwościami programu. Od razu instalują się nam cztery klony programu, dla Ziemi, Marsa, Wenus i Księżyca. W końcu to NASA. Zerkając na planety mamy więc pewność, że dane pochodzą z pierwszej ręki. Program jest bardziej nastawiony na zaawansowanego usera z zacięciem naukowym (odmiennie niż w GoogleEarth) i mamy możliwość wyboru pomiędy obrazami z satelity Landamark, Landsat czy też użycia modelu terenu z misji radarowej SRTM (Shuttle Radar Topography Mission) oraz parę innych. Nieco inaczej niż GoogleEarth prezentują się warstwy, które stanowią często zbiór danych pomiarowych różnych misji NASA. Ciekawostką jest udostępnienie Java SDK (Developer Kit), które można wykorzystać we własnych aplikacjach.
Warstwa z rozkładem maks. temperatur

piątek, 20 maja 2011

Facebook


Umieściłem blog 'Naturalnie' na liście fejsbukowej aplikacji 'NetworkedBlogs'.
Można zatem dołączyć blog do swego fejsbukowego konta ------> http://apps.facebook.com/blognetworks/blog/naturalnie/

czwartek, 19 maja 2011

Geo-soft, part I

Surfer w akcji
Dawno, dawno temu, zanim jeszcze pojawiła się Wikipedia, idea Open-source miała już swoich zagorzałych zwolenników, do których i ja przystąpiłem. Przyrzekłem sobie wtedy, że nigdy nie skalam się propagowaniem zamkniętego oprogramowania, że nigdy nie przejdę na Ciemną Stronę Mocy. Dlatego z ciężkim sercem zasiadłem do pisania tego postu. Z biegiem lat okazało się że Ciemna Strona ma się dobrze, zarabia na siebie, prawników i reklamę w mediach, zaś Rycerze Jedi Wolnego Oprogramowania często przymuszani głodem, po skończeniu studiów przechodzą na drugą stronę mocy i dołączają do software'owych potentatów. Zatem będzie tym razem o sofcie, który każdy adept geologii powinien znać choć trochę, bez patrzenia na stronę mocy. Z podanych poniżej propozycji większość jest darmowa lub ma wersje testowe i większość działa pod linuksem (dlatego je wybrałem). Z projektów Open-source, które przetrwały i święcą dziś triumfy należy w pierwszej kolejności wymienić Blendera. Program do reenderingu 3D, na każdą platformę, można robić cuda i wiele komercyjnych przedsięwzięć powstało właśnie dzięki niemu. Program jest bezpłatny. Mało kto wie, że można wykorzystać Blendera do kreowania trójwymiarowych modeli basenów sedymentacyjnych. W tej kategorii modelowania basenów warto wymienić produkty firmy Midland Valley służące do modelowań 2D, 3D, symulacji sedymentologicznych czy też geomechanicznych. Klasykiem wśród geologicznego softu jest chyba RockWare. W sekcji "Download" znajdziemy demo i free soft, ale warto przyjrzeć się całej ofercie, zresztą przebogatej. Do bardzo popularnych produktów RockWare'a należy "Surfer", znany miłośnikom kartografii. Wszystkich nie będę opisywał, można samemu przeszukać zakładkę "Software". Jest tego sporo. Skoro o kartografii była mowa, to na początek linkownia FreeGIS, w której polecam w dziale "Software" pierwszą 10-tkę programów z naciskiem na GRASS'a. GRASS to kombajn do GISu. Jeden z najbardziej znanych programów open-source'owych i polecam każdemu ambitnemu Rycerzowi Jedi. Dodatkiem do GRASS'a może być R-project, ale na mój gust jest to program dla ekstremalnie ambitnych Rycerzy, którym obce są uroki życia towarzyskiego. Przejrzyjcie zresztą sami linkownię FreeGIS a przekonacie się, jak wiele jest propozycji spędzania wolnego czasu. Na razie chyba tyle. Do tematu będę jeszcze wracał nie raz. Tym razem dziękuję p. Oli Wieczorek, która skłoniła mnie do napisania powyższego i przejścia na chwilę na ciemną stronę mocy. Przy okazji zmieniłem też opcję wysyłania komentarzy. Teraz można wysyłać bez logowania i anonimowo powyżywać się.