Kokolitofory - mali bohaterowie mórz i oceanów

Kokolitofory (Coccolithophores), to tajemnicze morskie żyjątka, które wpływają na klimat na Ziemi bardziej niż Wam się wydaje.

Ciepłe bajorko Darwina

Wygląda na to, że Darwin i tym razem miał rację. Ciepłe bajorka w pobliżu źródeł hydrotermalnych są lepszym środowiskiem do powstania życia niż okolice dna oceanów w pobliżu tzw. ventów

Mech i wielkie wymieranie

Pierwsze mchy pojawiły się na lądzie w ordowiku. Uruchomiona przez nie reakcja hydrolizy krzemianów doprowadziła do zlodowacenia i wielkiego wymierania.

Zagłuszanie oceanu

Ocean pełen jest dźwięków. Trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i odgłosy zwierząt. Coraz częściej jednak słychać hałas ludzkich urządzeń. Hałas, który zabija wieloryby.

Kleszcze i niesporczaki w kosmosie

Nie są tak odporne jak bakterie, a jednak. Niesporczaki i kleszcze są w stanie przetrwać podróż międzygwiezdną i zasiedlić kosmos.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obce gatunki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obce gatunki. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 sierpnia 2012

Czy warto adoptować koty?

Kot domowy (Felis catus) to groźny i bezwzględny drapieżnik. Należy do setki najbardziej inwazyjnych gatunków świata. Warto o tym pamiętać, decydując się na przygarnięcie tego zwierzaka. Kot jest bardzo mocno osadzony w naszej tradycji wyrastającej z rolniczych kultur przybyłych do Europy z Bliskiego Wschodu. Traktowany jest jako odwieczny towarzysz człowieka, który jednak zachował sporo ze swej niezależności. Ta kocia niezależność jest dość wygodnym wytłumaczeniem dla właścicieli kotów, których nie wyprowadza się w Polsce na smyczy. Jeśli już, to głównie kotki w trakcie rui. Koty biegają samopas. A tak nie powinno być. Upraszczając - kot to morderca, którego trzeba pilnować.

W wielu krajach kocia wolność powoli się kończy albo już skończyła. Świadomość ekologiczna wielu społeczeństw zachodnich jest znacznie wyższa niż w Polsce i tam kot traktowany jest tak jak gatunek zagrażający rodzimej bioróżnorodności, czy bioróżnorodności w ogóle. W Polsce niestety nie. Tymczasem koty w większości miejsc nie mają naturalnych wrogów, a wspierane ręką człowieka, stają się panami życia i śmierci większości ptaków, gryzoni i innych drobnych zwierząt typu jaszczurki, żaby itp. Pomijam już fakt, że formalnie, jako gatunek inwazyjny, kot powinien być tępiony, a w ostateczności jego populacja powinna być pod ścisłą kontrolą.

W Australii, USA czy Wielkiej Brytanii wprowadzono regulację wielkości populacji kotów i wałęsające się samopas koty są wyłapywane, sterylizowane i umieszczane w schroniskach, skąd nie ma ucieczki. Dla przeciętnego Polaka może to dziwne czy szokujące, ale tak powinno być. Kotów jest za dużo, a najlepiej gdyby ich, w pewnych "okolicznościach przyrody" w ogóle nie było. Dlaczego? Liczby powiedzą same za siebie.

Przeciętnie, jeden kot zabija rocznie 24 gryzonie, 15 ptaków i 17 jaszczurek. Dane pochodzą z USA i podejrzewam, że w Polsce będzie to znacznie więcej. Ale to dopiero początek wyliczanki. Trzeba to pomnożyć przez liczbę kotów.W USA żyje obecnie prawie 94 mln kotów, co daje łącznie ponad 5 miliardów upolowanych zwierząt. W Wielkiej Brytanii 9 mln kotów zabija co roku 275 mln zwierząt. Koty są odpowiedzialne za ok. 40% śmierci wszystkich ptaków, skutecznie rywalizując nawet z ptakami drapieżnymi.
Koty są szczególnie niebezpieczne dla ptaków (fot. Karelj PD)
[Edit] Tomasz Skawiński podesłał link do artykułu Krauze-Gryz et al. (2012). Autorzy obserwowali tam 34 koty przez łączną liczbę 258 miesięcy, czyli średnio jednego kota przez 7.6 miesiąca. W sumie koty złowiły 1545 ofiar co daje 45.4 ofiary na jednego kota, czyli prawie 6 ofiar miesięcznie i 72 rocznie (na kota). Co ciekawe, większość ofiar koty przynosiły do domu - 1419 w stosunku do 357 bezpośrednio zjedzonych (Krauze-Gryz et., 2012).

Koty polują w pojedynkę, zasadniczo wieczorem i nad ranem. Mogą przetrwać przy ograniczonym dostępie do wody, uzupełniając zapas płynów ze swoich ofiar. W Australii, gdzie wszystkie gatunki przywiezione przez Europejczyków, są wielkim problemem, koty stoją na czele listy gatunków, które odpowiedzialne są za przetrzebienie 35 gatunków ptaków, 36 ssaków, 7 gadów i 3 gatunków płazów.

Trzeba także zdać sobie sprawę z tego, że w warunkach naturalnych, dziki kot, np. żbik żyje parę lat, natomiast kot udomowiony kilkanaście. Jak wykazały badania na Nowej Zelandii, terytorium łowne kota może dochodzić do 1000 hektarów. Wielkość łowiska uzależniona jest oczywiście od dostępności ofiar, a w przypadku wysp, od wielkości samej wyspy. Stąd na Hawajach koty polują na obszarze rzędu 5 ha. To i tak sporo. Problem kotów zawleczonych przez człowieka na wyspy to zresztą zupełnie inna sprawa, szczególnie na Pacyfiku. Na niewielkim obszarze łatwo koty wyłapać a i miejscowa ludność nie ma w swoich baśniach opowieści o kocie w butach.

Wyspy są także doskonałym przykładem jaki wpływ mają zwierzęta inwazyjne na rodzime gatunki i ile nas to wszystko może kosztować - dosłownie. Na wyspie Macquarie, leżącej w australijskiej Antarktyce, koty pojawiły się tuż przed II wojną światową. Wcześniej na wyspę dotarły króliki, które zupełnie zdewastowały środowisko. Kiedy uporano się z królikami przy pomocy zabójczych dla nich wirusów, okazało się, że koty są jeszcze większym problemem. W 1985 roku rozpoczęto program redukcji liczby kotów. Do tej pory wydano 24 miliony dolarów na ratowanie wyspy i przekonano się, że gatunki inwazyjne mogą doprowadzić do całkowitego załamania się ekosystemu (ang. meltdown).

W takim razie, co zrobić jeśli już mamy kotka w domu? Przede wszystkim, wysterylizować. Po drugie, trzymać w domu i wychodzić z nim na smyczy, tak jak z psem. Ja wiem, że kot lubi wskoczyć na drzewo i głupio to wygląda, stać pod drzewem ze smyczą, ale można kotu w domu zorganizować miejsca do skakania. Niech się wyskacze w domu. Jeśli macie duży dom, to nie wypuszczać kota samego z domu. A jeśli już musi wyjść, należy zawiesić na szyi dzwoneczek. Dźwięk dzwonka może skutecznie ostrzegać potencjalne ofiary, które zdążą uciec przed kotkiem.

W Polsce nie brakuje ludzi, którym czułe serce nie pozwala obojętnie przechodzić obok bezdomnych zwierząt. Jednak powinni zdawać sobie sprawę z tego, że udomowione zwierzęta stanowią zagrożenie i mogą, tak jak koty, dewastować środowisko naturalne. Kochajmy zwierzęta, ale wszystkie, nie tylko te udomowione.
* * *
ps. Aleksandra Żurek podrzuciła mi link do postu Adama Wajraka na Facebooku. Warto poczytać razem z dyskusją pod postem. Znajdziecie tam mnóstwo przydatnych linków, np. jak zabezpieczyć ptasie lęgi przed kotami.

pps. Artykuł z 29 stycznia 2013 The impact of free-ranging domestic cats on wildlife of the United States opublikowany w Nature Communications, jako uzupełnienie.

Źródła:
fot. w nagłówku: Stiopa CC-BY-SA

D. Krauze-Gryz, J. Gryz, J. Goszczyński (2012). Predation by domestic cats in rural areas of central Poland: an assessment based on two methods Journal of Zoology DOI: 10.1111/j.1469-7998.2012.00950.x

czwartek, 8 marca 2012

Reintrodukcja łososia atlantyckiego w rzekach Polski

W Polsce podjęto na wielką skalę reintrodukcję, czyli ponowne wprowadzenie wymarłego gatunku, inaczej restytucję, czyli odbudowanie populacji. Działania te miały na celu przywrócenie populacji łososia atlantyckiego (Salmo salar) w polskich rzekach; podobne działania dotyczyły także zanikającej troci wędrownej (Salmo trutta morpha trutta), która jest wędrowną formą pstrąga potokowego.
Łososie i trocie zazwyczaj nie są rozróżniane przez rybaków i handlowców. Przeciętny zjadacz  mięsa różowego (a zjadaczki łososiowego) koloru ma do czynienia wyłącznie z prawdziwym łososiem, ale hodowanym  w ciasnych klatkach w norweskich fiordach.

OSTATNIE DZIKIE
Ostatnie dzikie łososie obserwowano w karpackiej rzecze Skawie w 1952 roku. Od roku 1970, kiedy ukończono budowę zapory we Włocławku łososie nie miały już szans wracać na tarliska w Polsce południowej i rozmnażały się głównie w rzekach pomorskich, gdzie przetrwały do końca lat sześćdziesiątych XX wieku. Po raz ostatni tarło łososi zaobserwowano w Drawie w 1985 roku i wtedy podjęto działania zmierzające do restytucji tego gatunku (np. Bartel i Kleszcz, 2008).

START INTERESU
Od tego czasu przez 10 lat Morski Instytut Rybacki prowadził sadzową hodowlę łososia w Zatoce Puckiej koło Jastarni, której obiektem były łososie pozyskane z łotewskiej Dźwiny i w małej części z fińskiej Newy. W 1995 roku, gdy instytutowi zabrakło funduszy pozostałe tarlaki przejął hodowca (obecnie przedsiębiorstwo produkcyjno-handlowe sp. z o. o.)(Paruzel, 1996). Restytucja łososia z Dźwiny została uznana za udaną a reintrodukowane łososie wracały na tarło do dopływów dolnej Wisły oraz do rzek Pomorza Zachodniego. Łososie były jednak na dużą skalę poławiane przez PZW na potrzeby sztucznego rozrodu a po pobraniu produktów rodnych zabijane i kierowane do handlu (Paruzel, 2001).

Na programie restytucji łososi do polskich rzek skorzystały ośrodki hodowli tych ryb, instytuty naukowe oraz rybacy. Obserwacje licznych wędkarzy potwierdzają dość dziwną u łososi cechę: reintrodukowane łososie są do siebie podobne jak klony i wpływają do rzek niezgodnie z naturalnym kalendarzem tarła. Co gorsze, nie zanotowano narybku i smoltów spływających z tarlisk, można więc sądzić, że do rzek wprowadzono ułomne ryby, nie mogące się rozmnażać bez pomocy człowieka. W takim przypadku należałoby uznać, że restytucja łososia w ogóle nie nastąpiła (np. Kolendowicz, 2005; Szymański, 2005).
Przypadki połowów rybackich łososi i troci oraz odłowu w czasie wędrówki tarłowej pod pretekstem pozyskiwania ikry do sztucznego tarła są silnym argumentem, aby uznać, że program restytucji tych ryb polegał na przemysłowej hodowli mięsa i ikry (np. Szymański, 2003).

Jeśli jeszcze nie wszyscy wiecie, o co chodzi, streszczę krótko: wszyscy mają interes w tym, żeby łososie wstępowały do naszych rzek, jednak nie wszyscy mają interes, żeby łososie się w nich rozmnażały. Gdyby łososie rozmnażałyby się naturalnie, ośrodki hodowlane i niektóre instytucje naukowe utraciłyby zyski z produkcji drogiego materiału zarybieniowego, za który płaci państwo, organizacje ekologiczne i wędkarze.
Troć wędrowna, bliski krewniak łososia a po jego skundleniu przez hodowców najszlachetniejsza z naszych ryb, bo przynajmniej część z nich pochodzi z naturalnego tarła. Ślady na karku tego samca dowodzą, ze wcześniej wygrał walkę z wędkarzem lub siecią kłusownika.
MOŻE WRÓCĄ
W ostatnich latach restytucją łososi do karpackich dopływów Wisły zajmowało się kilka współpracujących organizacji, między innymi WWF, PZW, RZGW w Krakowie i UR w Krakowie (Mikołajczyk, 2008). Z różnych źródeł wiem, że łososie są także wpuszczane przez wymienione instytucje do podkrakowskiej Rudawy. Do wybranych rzek wprowadzono pochodzący z hodowli narybek łososi, który w czasie 2-3 letniego pobytu w rzece zapamięta smak wody i kierując się nim wróci, by odbyć tarło. Tak się stanie, jeśli małe łososie nie zostaną zabite przez ścieki, buldożery rozjeżdżające górskie rzeki, agregaty prądotwórcze kłusowników, sidła wieśniaków i przez wędkarzy, którzy uznają smolty łososi za pstrągi. Ponadto łososie muszą dwa razy pokonać zaporę we we Włocławku. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że najsilniejsze z reintrodukowanych ryb powrócą do dopływów górnej Wisły i stworzą zdziczałą, rozmnażającą się populację.

ZARYBIAĆ CZY NIE ZARYBIAĆ
Praktyka pokazuje, że wprowadzanie do wód ryb hodowlanych i sztuczne wspomaganie w czynnościach rozrodczych często jest szkodliwe dla ich populacji. W naturalnych warunkach często samce toczą walki o dostęp do samic, przez co tylko geny dużych i silnych osobników są dziedziczone. Poza tym większość narybku jest skazana na pożarcie przez drapieżniki lub śmierć głodową, co przyczynia się do dalszej selekcji. Ryb z hodowli są chronione przed groźnymi czynnikami i ich śmiertelność jest niższa, przez co w populacji może być duży odsetek ryb słabych genetycznie. Ryby takie krzyżując się z dzikimi osobnikami osłabiają całą populację, podczas gdy tarło naturalne jest najlepszą i najbezpieczniejszą formą zwiększenia liczebności ryb (np. Pietrzak, 2006).
Znając powyższe fakty, łatwo wywnioskować, że korzystniej dla naszej przyrody zainwestować środki w ochronę rodzimych populacji ryb, renaturalizację rzek i uświadamianie społeczeństwa, niż w eksperymenty z hodowlą obcych gatunków lub ras.

Tekst dedykuję mamie, która "przez telefon" grzebała w stosach gazet szukając numerów i stron cytowanych tu artykułów.


Fot. w nagłówku: łosoś atlantycki w naturalnym środowisku, http://commons.wikimedia.org/wiki/Salmo_salar

Źródła:
Bartel R. i Kleszcz M. 2008). Użytkownik rybacki – nowa rzeczywistość, PZW 2008, s. 127 - 133
Kolendowicz J. 2005. [tzw. wstępniak] Wędkarski Świat, 2(110)/2005, s. 3.
Paruzel M. 1996. 10 lat sadzowej hodowli łososia w Jastarni. Wędkarz Polski, 3(61) 1996:, s. 20-21, 74.
Paruzel M. 2001. Darujmy łososiom wolność. Wiadomości Wędkarskie, 10(628) 2001,s. 74-75.
Pietrzak R. 2006. Naturalne ryby. Wędkarski Świat, 2/2006, s. 48-49.
Szymański M. 2003. Gdzie znikają trocie. Wędkarski Świat, 1(85)/2003, s. 38.
Szymański M. 2005. My chcemy troci! Otwarcie sezonu łososiowego. Wędkarski Świat, 2(110)/2005s. 50-54.
Mikołajczyk T. 2008. Raport z realizacji programu restytucji łososia atlantyckiego (Salmo salar L.) w dorzeczu górnej Wisły w latach 2004-2007. Katedra ichtiologii i Rybactwa UR w Krakowie. Online: http://awsassets.wwfpl.panda.org/downloads/raport_losos_atlatyncki.pdf

czwartek, 1 marca 2012

Obce gatunki ryb w polskich wodach cz. II

W pierwszej części przedstawiłem kilka introdukowanych gatunków ryb należących do rodziny karpiowatych, dziś przedstawiam kilka kolejnych.

PSTRĄG TĘCZOWY I ŹRÓDLANY
Pospolity w gospodarstwach rybackich i hipermarketach „pstrąg” to także zupełnie obca dla naszego środowiska ryba! Poprawna nazwa to pstrąg tęczowy (Oncorhynchus mykiss), którego lepiej nazywać po prostu tęczakiem, bo z naszym rodzimym pstrągiem potokowym (Salmo trutta morpha fario) nie jest nawet bardzo blisko spokrewniony, co widać w nazwach rodzajowych. Tęczak pochodzi z Ameryki Północnej i jest bliżej spokrewniony z tamtejszymi łososiami pacyficznymi (rodzaj Oncorhynchus), tworzy także – jak łosoś i pstrągi - formę wędrowną nazywaną trocią tęczową (w Ameryce steelhead). Forma wędrowna występuje również w rzekach Kamczatki, gdzie tworzy dziś chyba jedyną całkowicie dziką populację. Ryba ta została do nas sprowadzona, ponieważ jest łatwiejsza w hodowli i rozmnażaniu a także ma mniejsze niż rodzimy pstrąg zapotrzebowania tlenowe. Do niedawna tęczak był chętnie wpuszczany do wielu rzek i jezior jako atrakcyjna wędkarsko ryba, jednak zalecenia ustawy o obcych gatunkach ograniczyły zarybienia. Obecnie zarybia się nim tylko nieliczne, specjalne, wydzielone odcinki rzek, z których ma ograniczone szanse ucieczki. Ryba ta ma swoich wielkich zwolenników a także przeciwników i jest przyczyną wielu kontrowersji. Tęczak w naszych naturalnych wodach w zasadzie nie wyrządza żadnych szkód, jest jednak konkurentem pokarmowym rodzimego pstrąga. W polskich wodach nie rozmnaża się, jak większość gatunków obcych, zatem utrzymanie jego populacji jest teoretycznie bardziej kosztowne niż pstrąga potokowego, jednakże dostępność materiału zarybieniowego w dużej części niweluje te różnice. Tęczak trafia do wód naturalnych nie tylko dzięki zarybieniom, ale także uciekając ze stawów hodowlanych i specjalnych odcinków rzek. Ryba ta jest chętnie poławiana przez wędkarzy i ceniona za swoją niesamowitą waleczność, z pewnością zatem jej inwazja nie grozi naszej przyrodzie. Obok tęczaka do naszych wód, również z Ameryki trafił także pstrąg źródlany (Salvelinus fontinalis, proponuję: źródlak). Mimo, że zaliczany jest do odrębnego gatunku, według pewnych źródeł źródlak krzyżuje się zarówno z naszym pstrągiem (S. trutta morpha fario) i jego wędrowna formą (S. trutta morpha trutta) dając niepłodne potomstwo (np. Gatunki obce w Polsce, 2011). Szczęśliwie jednak ryba ta nie jest już wprowadzana do rzek przez wędkarzy i jest stosunkowo rzadkim obiektem hodowli, zatem jest też rzadko spotykana w wodach naturalnych.

Tęczak – niegroźny przybysz z Ameryki. Ten zdziczał w Białej Przemszy: smukła sylwetka i wykształcone płetwy odróżniają go od wypasionych granulatem pstrągów z hipermarketu z kikutami zamiast płetw. Dla porównania dla nie-wędkarzy rodzimy pstrąg potokowy tu: https://picasaweb.google.com/111467966952625292186/2011#5647116106606612322
Przy okazji warto wspomnieć, że w pewnym sensie została u nas przeprowadzona również introdukcja rodzimego pstrąga potokowego do wielu wód. Otóż ryba ta występuje naturalnie w górskich i pomorskich rzekach z zimną i dobrze natlenioną wodą, ale regularnie wpuszcza się ją do wielu wyżynnych i nizinnych rzek. Działania takie są bardzo korzystne, gdyż rozkładają w pewnym stopniu wędkarską presję na pstrągowe wody i umożliwiają polowanie na ten cenny gatunek w rzekach, gdzie naturalnie nie występują atrakcyjne gatunki.

SUMIK AMERYKAŃSKI
Sumik amerykański to pochodząca z Ameryki Północnej ryba, którą sprowadzono w końcu XVIII w. do Niemiec a krótko później do Polski. Ryba ta została sprowadzona w celach hodowlanych, co dziś wydaje się dziwne, bo w Europie rzadko osiąga 25 cm (zwykle 10-15 cm). Sumik jest wyjątkowym szkodnikiem, gdyż jest bardzo żarłoczny i zjada wszelkie organizmy wodne, także ikrę oraz narybek cennych gatunków. Ponadto bardzo szybko się rozprzestrzenia i wypiera rodzime gatunki ryb, gdyż jest niechętnie pożerany przez drapieżniki z powodu dużej głowy oraz kolców na płetwach piersiowych i grzbietowej zawierających jad. Ukłucie sumika jest bolesne a małe ranki długo się goją. Sumiki w niektórych naszych wodach rozmnożyły się do tego stopnia, że są niemal wyłączną zdobyczą wędkarzy. Z wymienionych powodów sumiki są wyjątkowo nielubiane przez wędkarzy a regulamin (RAPR PZW, 2011) zabrania wpuszczania złowionych sumików z powrotem do wody. Powszechne są jednak działania nieetycznych wędkarzy, które nie mają nic wspólnego z troską o środowisko i powinny być zdecydowanie piętnowane. Otóż wielu wędkarzy gardząc sumikami jako nieatrakcyjną zdobyczą, zamiast uśmiercić, rzuca je w krzaki i skazuje na uduszenie, co w przypadku tego odpornego gatunku trwa bardzo długo. Pomijając okrucieństwo takiego postępowania, skutek jego jest odwrotny od zamierzonego, gdyż najsilniejsze sumiki potrafią godzinami miotać się na brzegu i część z nich wraca o własnych siłach z powrotem do wody, co kilkakrotnie zaobserwowałem. W ten sposób nieetyczni wędkarze wspomagają naturalną selekcję sumików i przyczyniają się do wzmocnienia ich populacji. Byłem nawet świadkiem czegoś w rodzaju konkursu „w kopnięciu sumika gumofilcem na odległość”. Nie mogę tu skomentować tego ostatniego zachowania, wyrażę tylko nadzieję, że tacy ludzie zostaną usunięci poza margines wędkarstwa.
Wzgardzone przez wędkarza sumiki pozostawione w kałuży.
Swoje drugie wędkarskie kroki stawiałem nad jeziorem Nakło-Chechło, które posiadało wówczas kryształowo czystą wodę i słynęło z potężnych okazów okoni oraz dorodnych szczupaków. Licznie występowały też raki pręgowate. Od jakiegoś czasu jezioro to jest, jak większość śląskich wód intensywnie zarybiane karpiem a co gorsza pojawiły się sumiki amerykańskie rozmnażające się z zawrotnym tempie. Obecnie woda w tym jeziorze nie jest już kryształowa a piaszczyste kiedyś dno pokrywa się mułem w szybkim tempie. Sumiki odbierają przyjemność wędkowania, gdyż każde zarzucenie wędki natychmiast kończy się braniem 10-15 centymetrowego okazu. Kiedyś rozwiązaniem było stosowanie przynęt roślinnych, których nie chciały brać drapieżne sumiki, jednak teraz pożerają chętnie nawet kukurydzę. Dodatkowym problemem jest poniewieranie się na brzegu sumików pozostawionych przez wędkarzy, przez co plażowicze często kaleczą się o ich kolce. Tylko karpiarze cieszą się ze stanu ichtiofauny tego jeziora, stosując jako przynętę kulki proteinowe grubego kalibru, niemożliwe do połknięcia przez sumika.

TRAWIANKA
Mało znanym, rybim intruzem w naszych wodach jest trawianka (Perccottus glenii), nazywana też gołowieszką - dziesięciocentymetrowa rybka z rodziny babkowatych pochodząca z dorzecza Amuru. Została odkryta w 1993 roku w Wiśle pod Dęblinem (Kotusz, 1996). Prawdopodobnie gatunek ten trafił do Polski wraz z transportem ryb akwariowych. Jest bardzo odporna na brak tlenu w wodzie i może żyć w zeutrofizowanych wodach będąc jedynym obok karasia srebrzystego gatunkiem znoszącym takie warunki. Gatunek ten może być zagrożeniem dla ikry i narybku rodzimych gatunków ryb a jego duża odporność może spowodować ich wypieranie (Woźniewski, 1997). W 1995 roku w Bugu stwierdzono małe rybki nazwane gońcami, które miały pojawić się na skutek sztucznego połączenia dorzeczy Wisły i Dniestru (Woźniewski, 1997), jednak przypuszczalnie ryby te należą do gatunku trawianka (Wikipedia).
Poza opisanymi tu gatunkami można by sporządzić całą listę rzadziej spotykanych ryb sprowadzonych do naszych wód świadomie lub przypadkowo. Na takiej liście znalazłoby się kilka gatunków piranii, tilapie, sum afrykański, łososie pacyficzne, wiele innych (Wykaz... 2008; Gatunki obce w Polsce, 2011).

GŁOWACICA
Dosyć ciekawa sytuacja jest z największą rybą łososiowatą występującą w Polsce – głowacicą. Ryba ta występuje w zlewni Dunaju i kiedyś żyła na terenie Polski w jego dopływach: Czarnej Orawie i Czadeczce. Obecnie stada głowacic są utrzymywane przez wędkarzy głównie w Dunajcu, Popradzie i Sanie, czyli w obcym dla nich środowisku a mimo to gatunek ten nie został wpisany na listy gatunków obcych (np. Wykaz... 2008; Gatunki obce w Polsce, 2011). Ostatnio pojawił się dość dziwny pomysł ministerstwa i pewnej grupy wędkarzy a nawet petycja, aby głowacicę uznać za gatunek rodzimy w kilku rzekach należących do zlewni Wisły (np. Adamczyk i in., 2012). Niezależnie od walorów obecności głowacicy, należy stwierdzić, że w dopływach Wisły jest to gatunek obcy, gdyż naturalną granicę jej występowania stanowi wododział zlewisk Bałtyku i Morza Czarnego, na co zwrócił już uwagę np. Kolendowicz (2012) i zapewne inni światli wędkarze.

Podsumowując można ogólnie stwierdzić, że introdukcje ryb są niekorzystne dla środowiska. Za wyjątek można tu uznać wprowadzanie pstrąga potokowego małych nizinnych rzek, ale należy pamiętać, że nie jest to gatunek obcy dla naszego obszaru. Warto tu zauważyć, że introdukcja pstrąga okazała się sukcesem na całym świecie i obecnie ta ceniona przez wędkarzy i smakoszy ryba występuje na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Antarktydy. Próby natomiast uznania wprowadzonych gatunków za rodzime są powodowane interesem wąskiej grupy wędkarzy lub hodowców. Takie działania są niezgodne z tzw. konwencją z Rio o różnorodności biologicznej oraz prawami natury i słusznie bywają obiektem kpin (np. Szymański, 2012).


Źródła:
Adamczyk Z., Łopatka W. Haczyk J., Swornowski J., Pałka J. 2012. W obronie głowacicy (list otwarty Krakowskiego Klubu „Głowatka”). Wiadomości Wędkarskie, 3/2012. (Dostępny online)
Kolendowicz J. 2012. [tzw. wstępniak]. Wędkarski Świat, 3 (195)/2012, s. 3.
Kotusz j. 1996. Gołowieszka i goniec. Wędkarz Polski, 2(61) 1996: s. 52-53.
Szymański M. 2012. Petycja w sprawie uznania żarłacza białego za gatunek rodzimy. Wędkarski Świat, 3(195) 2012, s. 4-5.
Woźniewski M. 1997. Trawianka – nowy gatunek ryby w Wiśle. Wiadomości Wędkarskie, 12(582) 1997: s. 69.
Gatunki obce w Polsce, 2011. Baza danych Instytutu Ochrony Przyrody: http://www.iop.krakow.pl/ias/Baza.aspx
RAPR PZW, 2011. Regulamin Amatorskiego Połowu Ryb PZW, 2011: http://www.pzw.org.pl/pliki/prezentacje/3/wiadomosci/39226/pliki/regulamindruk.pdf
Wykaz gatunków obcych, wprowadzonych i zawleczonych 2008, Księga gatunków obcych inwazyjnych w faunie Polski: http://www.iop.krakow.pl/gatunkiobce/pliki/wykaz.pdf